|
||||||||||||
|
||||||||||||
Biwak w Tatrach - luty 2013 2 luty 2013. Padł pomysł, żeby spróbować biwaku w zimie w Tatrach. No to próbujemy. Ruszamy w sobotę w z Kirów w kierunku Ornaku przez Iwanicką Przełęcz. Warunki – całkiem niezłe. Śniegu mamy w tym roku dużo, ale nie padało od kilku dni. Więc warunki w miarę stabilne. Niedaleko za Iwanicką Przełęczą po wyjściu z lasu idziemy za kilkuosobową grupką, która niestety zeszła ze szlaku. Jak się okazuje – poszli stromym zboczem wprost do góry i wbili się w kosówki.Szybko tracą siły walcząc o każdy krok zapadając się głęboko w śnieg i wrzory. Po jakimś czasie zmieniamy ich na prowadzeniu, ale nas to też wykańcza. Po wydostaniu się na grzbiet na Ornak i dalej do Siwej Przełęczy już nie ma problemów – idzie się łatwo. Zamierzaliśmy dotrzeć dalej tego dnia, gdzieś pomiędzy Błyszczem i Kamienistą znaleźć miejsce na nocleg. Ale po dojściu w okolice Siwego Zwornika postanawiamy, że tu jest świetne miejsce na nocleg a dalej już nam się dzisiaj nie chce iść.Wybieramy bezpieczne miejsce, trochę osłonięte od (w tym momencie) wiejącego wiatru. Wykopujemy platformę, rozstawiamy 2 namioty (jest nas piątka – oprócz nas jeszcze dwóch znajomych w drugim namiocie). A jako, że jest dopiero po 16 – mamy czas na karty, głupie gadki. Pogoda do tej pory nam dopisuje – jest kilka stopni minus, lekki wiatr, niebo zaciągnięte ale wysokimi chmurami. Warto nadmienić, że prognozy pogody mówią, że nadchodzi załamanie pogody. Polskie prognozy mówią, że nadejdzie w niedzielę wieczorem. Mamy więc czas. Słowackie – że już w sobotnią noc. A co tam, nasi meteorolodzy na pewno lepsi. W namiocie cieplutko, jako, że we trzech jesteśmy w dwójce a na zewnątrz spokojnie – termometr pokazuje okolice +10! W okolicach godziny 20, kiedy powoli mamy zamiar paść w objęcia Morfeusza odczuwamy zmianę pogody. Nagłą i gwałtowną. Zrywa się wiatr – wieje ze strony nieosłoniętej stokiem. Z mocnym wiatrem nadchodzi również gęsty drobny śnieg. Na razie kwitujemy to prostym 'no to mamy po co przyszliśmy'. Próbujemy zasnąć – jednak po pewnym czasie – godzinka, może dwie – słyszymy, że koledzy z namiotu obok wychodzą, rzucają ciężkie słowa i wzywają nas do pomocy w odśnieżaniu. Zauważamy, że od strony zbocza nasz namiot skompresował się znacząco. Okazuje się, że nas zasypuje. Od tej pory na zmianę kilka razy w ciągu nocy wychodzimy i staramy się wykopywać namiot ciągle zasypywany śniegiem. Wracamy do namiotu, rozgrzewamy się w coraz wilgotniejszym psiworku i znowu na wiatr. Ciekawa noc. Wreszcie ranek – ale miny nam rzedną jeszcze bardziej. Wiatr nadal bardzo mocny, śnieg nieprzerwanie sypie, dodatkowo okazało się, że zeszły chmury tak gęste, że widzimy wyłącznie biel. Pierwszy raz zastanawiam się w górach, czy damy sobie radę. Zastanawiamy się co dalej. Czekamy w namiocie, nie wiedząc na co – może się przejaśni. W końcu dzwonię do TOPR – prognozy są fatalne – będzie tak samo albo gorzej. Cały dzień. Toprowiec na centrali pyta, czy damy radę – damy, co my nie damy? Zbieramy się, rozważamy, czy zostawić namiot, czy uda się go zabrać. Zabieramy – ja oddaję zawartość plecaka chłopakom, zamiast tego wpychamy zalodzony, nieposkładany namiot. Okazuje się, że cały pocięty rakami (udało się odratować – 7 łat, w tym jedna na całej długości jednej ściany), rurki bardzo mocno pogięte – jakoś naprostowałem J. Pierwsze kroki robimy całkowicie na oślep. Każdy z nas myśli, że powinniśmy iść 'tam'. Na szczęście mamy GPS'a z wczorajszą ścieżką – włączam opcję track back i po chwilowym uczeniu się urządzenia – staramy się wrócić 'po śladach'. I to urządzonko uratowało nam tego dnia dupę. Widoczność taka, że idziemy 'na kijki', żeby upewnić się, że noga staje jeszcze na śniegu a nie w pustą przestrzeń. Ale powoli zbliżamy się do Siwej Przełęczy. Warto jeszcze sobie przypomnieć, że w pewnym momencie wchodzimy w bardzo stromy teren z świeżym śniegiem sięgającym do ud. Idę sam dalej, by nie wywierać dużego nacisku w grupie, i żeby w razie czego miał kto mnie ratować. Po kilkunastu metrach orientuję się, że idę równolegle do faktycznego szlaku, o kilkanaście metrów. Postanawiam się przebić prosto w górę, gdzie powinien być szlak, choć nad sobą widzę dużą wargę nawianego śniegu. Udaje się na nią wbić – a tam łagodny, prawie poziomy teren. Kilka metrów od nas… Dalej już bez historii – skręcamy w stronę Starorobociańskiej Doliny, na GPS'a nie potrzebujemy widoczności, która i tak robi się coraz lepsza czym niżej. Dojście do samochodu bez dalszych przygód. Jedno wiem od tego czasu – analizuję prognozy Polskie i Słowackie i ufam tej gorszej, na nią się przygotowuję! Luk.
|
||||||||||||
GADABOUT.PL | ||||||||||||
projekt i wykonanie m3.net |